Od jakiegoś czasu zmagam się z alergiami na kosmetyki do makijażu. Nie są tą widoczne, czerwone, swędzące, czy łuszczące się problemy, a przeogromny ból głowy w momencie gdy zaczynam się malować, który narasta i ustaje gdy makijaż zmyję. Długo zastanawiałam się co może być przyczyną, starałam się eliminować poszczególne kosmetyki, zamieniać, sprawdzać, testować i nic. Był czas że malowałam się tylko wtedy gdy musiałam! Przyszedł więc czas na wypróbowanie zupełnie innych kosmetyków, a mianowicie kosmetyków marki Physicians Formula.
Znałam wcześniej te kosmetyki, chociaż nieco bardziej "z widzenia"- przetestowałam jedynie tusz do rzęs, ale jakiś czas temu podjęłam się współpracy, w ramach której otrzymałam aż 6 kosmetyków marki do przetestowania. To co dla mnie było jednym z najważniejszych to to że kosmetyki te są hipoalergiczne i właśnie w tym pokładałam największe nadzieje. Wiecie że ja zawsze lubię sprawdzić co dany kosmetyk ma, a czego nie. I w tym przypadku zobaczyłam że po pierwsze- kosmetyki mają dobry skład, a po drugie nie zawierają żadnego składnika (a jest ich ponad 150) który może być odpowiedzialny za wywoływanie alergii przez kosmetyki kolorowe. Wielkie wow! To teraz przechodzimy do poszczególnych recenzji i tego jak się sprawdzają
Podkład The healthy foundation LN3
Podkład The Healthy Foundation to lekki podkład którego krycie można budować. Producent obiecuje że jego formuła jest oddychająca, do wszystkich typów skóry, a dodatkowo posiada SPF 20. Jest dość ciężki, w szklanym opakowaniu z dużym aplikatorem. Aplikator nabiera mało produktu co jest ogromnym plusem- możemy budować krycie stopniowo, dokładając pacynką podkład. Krycie faktycznie jest od lekkiego po średnie. Myślę że nie da się nim zrobić całkowitej szpachli, a właśnie tak fajnie wszystko wyrównać i dla mnie to jest ideał.
Ja posiadam kolor LN3 i jest to fajny, neutralny, raczej nude odcień, bez wyraźnych żółtych czy różowych tonów.
Bardzo przypadła mi do gustu ta formuła- jest taka lekka, niemalże niewyczuwalna na skórze, a takie podkłady lubię najbardziej! Dodatkowo posiada wykończenie satynowe, więc nie jest to ani mokre rozświetlenie, ani suchy mat. Polubiłam się z nim od pierwszego użycia i na najbliższy czas to będzie mój podkład numer 1- lekki, nie tworzy maski, oddychający, z SPF.
Pomadka w płynie The Healthy Lip- Dose of Rose
Pomadka o satynowym, lekko matowym wykończeniu. Nie zasycha na suchy mat, nie podkreśla skórek. Bardzo dobrze się ją nosi, wystarczy jedna warstwa by idealnie pomalować usta i nie będzie żadnych prześwitów. O dziwo aplikator jest na tyle precyzyjny że można używać jej bez konturówki. Po pomalowaniu zostawia delikatną warstwę, ale to dzięki temu nie jest taka sucha. Równomiernie się "zjada" i można ją poprawić bez zmywania całości. A jak już przy zmywaniu jesteśmy to bardzo spodobało mi się to, że gdy ją zmywam to ona nie rozmazuje się na brodę, nie transferuje. Często z takimi kolorami miałam problem że podczas zmywania barwiły skórę dookoła ust, a tutaj tego nie ma.
Kolor jaki mam to Dose of Rose i jest to ładny zgaszony róż, bez żadnych jaskrawości czy czerwieni. Będąc jeszcze na studiach namiętnie używałam pomadki w podobnym kolorze i cieszę się że teraz mogę wrócić do takiego odcienia.
Tusz do rzęs- Killer Curves Mascara
Moje rzęsty są rzadkie, krótkie i jasne. Dobry tusz to dla mnie podstawa, a niestety o taki nie jest łatwo. Moich poszukiwań nie ułatwiał fakt alergii i ogromnego bólu głowy i oczu zaraz po nałożeniu mascary- jednym słowem koszmar. W Killer Curver Mascara pokładałam na prawdę ogromne nadzieje. I wiecie co? Nie zawiodłam się! Nie macie pojęcia jaka to byłą ulga gdy zrobiłam makijaż i nic... zero łzawienia, bólu, no nic! Rewelacja!
Mascara posiada tradycyjną, "włochatą" szczoteczkę, która przy rzadkich rzęsach bardzo dobrze się sprawdza. Głęboka czerń, wydłużenie, pogrubienie- to wszystko znalazłam w tym tuszu. Dodatkowo nie skleja rzęs, nie tworzy pajęczych nóżek, a po kilku godzinach się nie osypuje. Ideał? Dla mnie tak.
Wspomnę, że tusz jest sprzedawany z opakowanie w taki sposób że nie ma szans żeby ktoś go wcześniej otwierał w sklepie. Z resztą, wszystkie kosmetyki z dzisiejszego wpisu posiadają albo kartonik, albo mocne plomby.
Butter Bronzer z masłem murumuru
Bronzer z masłem murumuru w kolorze bronzer to produkt w neutralnym kolorze, z delikatną ciepłą nutą. Kiedy go swatchowałam to się zachwyciłam- ma taką aksamitną konsystencję, jest drobniusieńki! Pigment jest mocny, ale blenduje się dobrze, myślę że trudno o plamy czy efekt brudnych policzków. Przepięknie pachnie! Z resztą jak wszystkie kosmetyki z tej serii Butter. Wyczuwam delikatny kokos i masło murumuru. W opakowaniu znajdziemy lusterko i pacynkę (ta akurat niepraktyczna).
Na myśl przywodzi mi letnią opaleniznę, tropiki, upał...
Rozświetlacz Butter Highlighter- Pearl
Rozświetlacz w kolorze Pearl, również z serii Butter z masłem murumuru. Obłędnie pachnie tak jak i bronzer.
To co mnie urzekło w tym produkcie to jego konsystencja... ona jest taka miękka, taka kremowa, puszysta. Gdy dotknęłam go po raz pierwszy nie mogłam przestać go swatchować i dziękowałam w myślach że wcześniej zrobiłam zdjęcia. Ale do brzegu. Odcień Pearl jest chłodnym rozświetlaczem, z delikatnym złotem i różową poświatą. Intrygujące prawda? Ja co prawda wolę nieco cieplejsze klimaty, więc pewnie skuszę się na ten w odcieniu Champagne, ale ten mnie urzekł właśnie tą poświatą. Nałożony na twarz nie posiada bazy kolorystycznej, a jedynie blask i delikatne drobiny, ale nie brokat! Odbija światło jak marzenie! Bardzo lubię używać go na co dzień. Uwielbiam tę konsystencję która nie wysusza i nie podkreśla niedoskonałości. W słońcu bardzo ładnie się mieni, zapraszam Was na mojego instagrama Beauty_lover_blog, pokazałam tam błysk na filmiku.
Paleta cieni Butter Eyeshadow Sultry Nights
Na koniec tej recenzji zostawiłam perełkę całej tej serii. Paleta cieni Sultry Night to jedna z najlepszych palet jakie używałam! Po pierwsze kolory są totalnie w moim stylu, a środkowa zieleń skradła całe moje serduszko. Po drugie pigment jak marzenie (spójrzcie na swatche niżej), konsystencja jak w rozświetlaczu i bronzerze. Blendują i łączą się rewelacyjnie. Spójrzcie na te kolory!
Bae-Cation- Beżowy odcień z delikatnym połyskiem, dla mnie idealny bazowy kolor
Coconut Kiss- Beżowy, metaliczny topper, pięknie odbijający światło
Beach Beige- Matowy średni brąz
Off The Coast- Matowy ciemny brąz
Sun Down- Metaliczny cień w kolorze ciepłego złota. Bajeczny!
Sunset Vista- Metaliczny cień w kolorze miedzi, z rudym odcieniem. Jestem jego ogromną fanką, mieni się i odbija światło przepięknie!
Rainforest Queen- To mój ulubiony cień z całej tej palety. Zgaszona, metaliczna zieleń, ze złotą poświatą. Faktycznie przywodzi mi na myśl las deszczowy
Below The Horizon- Fiolet z drobinkami, niestety ma najsłabszy pigment z całej palety i aby go wyciągnąć z niego tę głębię trzeba budować jego krycie
Moonlight Beige- Klasyczne złoto
Reservation For Two- Metaliczny, chłodny beż
Midnight Stroll- Szaro-niebieski kolor, metaliczny, odbijający światło, w chłodnych tonach.
Afer Dark- Na końcu mamy matową czerń, najczarniejszą w całej mojej kolekcji
Muszę Wam powiedzieć że dawno nie byłam tak zadowolona z kolorówki. To chyba będzie moje odkrycie roku! Bardzo się cieszę że w końcu mogę się pomalować i nie cierpieć z powodu bólu głowy.
Jakie są Wasze ulubione kosmetyki do makijażu? A może tak jak i ja zmagacie się z alergiami? Poniżej możecie zobaczyć jak te kosmetyki wyglądają na twarzy
*Wpis powstał w ramach współpracy, wszystkie zamieszczone w nim opinie to moje subiektywne zdanie o produktach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pisząc komentarz zgadzasz się na przetwarzanie Twoich danych osobowych.